Pianista

Od momentu, gdy prasa podała, że Polański kręci film według powieści Szpilmana, jasne było, że ten film trzeba będzie zobaczyć. Na narzucające się przy takich okazjach pytanie czy wcześniej pójść na film czy przeczytać książkę, ja mam zawsze jedną odpowiedź, najpierw przeczytać książkę. Jeśli najpierw zobaczymy film, to czytając później książkę postaci z książki mają twarze aktorów z filmu, krajobrazy są takie jak w filmie itd. Nie mamy szansy uruchomić naszej wyobraźni (chyba, że reżyser zaprezentował wyjątkowo "autorską" wizję i trudno znaleźć jakieś wspólne cechy książki i filmu, że już o samych bohaterach nie wspomnę). Tak postąpiłem także tym razem i najpierw przeczytałem książkę.
Władysław Szpilman - Pianista
Książka robi niezwykłe wrażenie. Wydarzenia, których świadkiem i uczestnikiem był Szpilman tworzą tak zadziwiająco nieprawdopodobny ciąg zdarzeń, że trudno uwierzyć, że to się naprawdę zdarzyło. A jednak.
Polański od dawna marzył o nakręceniu filmu w Polsce, w poprzednim systemie nie było to możliwe a później nie mógł trafić na odpowiedni temat. Spotkałem się z interesującym poglądem, że do "Piratów" włącznie Polański kręcił filmy dla siebie, później dla żony, a "Pianistą" zaczął etap filmów dla swoich dzieci. Jak by nie patrzeć, znalazł się i temat i możliwe, a nawet wskazane stało się zrobienie tego filmu w Polsce.
Ciekawe było jak do tematu holokaustu podejdzie Polański? W ostatnich latach powstały dwa ważne filmy o holokauście. Przepiękna i wzruszająca komedia "Życie jest piękne" Roberto Benigniego oraz tragiczna historia z elementami groteski "Pociąg życia" Radu Mihaileanu.
Polański podszedł do tematu w sposób tradycyjny, powstał film wierny książce i wspomnieniom Szpilmana, prawie film dokumentalny, oczywiście nie dokumentalny w dosłownym tego słowa znaczeniu, raczej wierny prawdzie historycznej.
Oglądając go właściwie trudno powiedzieć, że jest to film Polańskiego. Trudno dostrzec jakieś charakterystyczne dla niego elementy. Powstaje pytanie na ile ten film jest "artystyczny" i na ile jest to film Polańskiego. Ja sądzę, że Polański mówi nam tak: są pewne tematy, którym mocna wizja artystyczna reżysera może tylko zaszkodzić a nie pomóc w zaprezentowaniu problemu. Myślę, że przewrotnie tak można określić przesłanie artystyczne tego filmu, zawsze trzeba wybrać odpowiednią dla danego tematu formę artystyczną, taką by widz otrzymał od reżysera spójny przekaz. Jeśli prosta i tradycyjna forma jest odpowiednia to taką trzeba wybrać.
Myślę, że taki wybór był słuszny. Nie zgadzam się też z opiniami, że film jest "hollywoodzki". Z wyjątkiem być może kilku scen, które lekko ocierają się o "Hollywood", ale podniosłość tych scen jest uzasadniona, gdyż są to kluczowe sceny filmu. No i trudno mieć do reżysera pretensje o happy end, to samo życie sprawiło, że bohater przeżył. Czy protestując przeciw Hollywoodwi należałoby uśmiercić Szpilmana?:)
Drugi aspekt wierności książce polega na dystansie do opisywanych wydarzeń. To, co było dla mnie zaskakujące w czasie czytania wspomnień, to brak emocji autora, który był przecież świadkiem i uczestnikiem tak tragicznych wydarzeń. To jest tym bardziej zaskakujące, bo przecież Szpilman to artysta o wielkiej wrażliwości a ponadto jego wspomnienia redagował Jerzy Waldorff, też człowiek o wielkiej wrażliwości, którą to wrażliwość i emocje potrafił znakomicie przelewać na papier. A tu, czy jest to opis sklepu czy egzekucji ulicznej jest to przedstawione z podobnym dystansem. Co nie znaczy, że chłodno czy beznamiętnie.
Podobne podejście zastosował Polański. On po prostu prezentuje nam te wydarzenia tak jak one wyglądały. One mówią same za siebie, nic nie trzeba dodawać. Mimo to film robi wielkie wrażenie i odbiera się go niezwykle emocjonalnie. Widok szlochających pań a i panów nie należy do rzadkości. Cóż poradzić, do wydarzeń, które film pokazuje nie da się podejść bez emocji.
Nie da się ukryć, że te emocje utrudniały mi ocenę warsztatu filmowego. Zapewne przydałoby się obejrzeć film raz jeszcze skupiając się na kuchni filmowej. Jak wspomniałem, film zrobiony w formie zbliżonej do dokumentu, wydarzenia pokazane po kolei bez retrospekcji. Znakomita oprawa scenograficzna (Allan Starski) i stroje (Anna Sheppard). Warto zauważyć, że właściwie wszystkie ubrania są oryginalne. Skupowane były w całej Europie, co ciekawe najmniej udało się skupić w Polsce. Podobno sporo tego ludzie przynieśli, ale w tragicznym stanie, brudne, zjedzone przez mole itd. Po prostu trzymane na strychach czy w piwnicach. W Angli, Francji czy Niemczech udało się kupić stroje w idealnym stanie, odpowiednio przechowywane. Jedyną postacią, dla której uszyto nowe ubrania jest Szpilman, ale i tak kapelusze nosi przedwojenne.
Gra aktorów, szczególnie Adriena Brody, bardzo stonowana i wyciszona. Prawdopodobnie chodziło o wskazanie, że to wydarzenia są najważniejsze i ludzie nie maja wpływu na ich bieg jak i podkreślenie kontrastu miedzy aktywnością oprawców i biernością ofiar.
Jedną z niewielu rzeczy, które mi się nie za bardzo podobały, był język. Film jest w wersji angielskojęzycznej z napisami. Szkoda, że przy tak dużym budżecie nie zdecydowano się na polski dubbing. Dla mnie tworzy to jakiś dysonans, film tak wierny historii i wydarzeniom a bohater w Warszawie, grając Chopina, mówi "Hello Dorota, I'm Wladek." Brzmi dziwnie i trochę przeszkadza w skupieniu się na filmie, oczywiście Polakowi.
O muzyce trudno coś konkretnego powiedzieć, gdyż jest obecna w filmie w związku z zawodem głównego bohatera. Głównie Szopen w interpretacji Olejniczaka. Jest jej natomiast niewiele w tle, jeden czy dwa utwory napisane specjalnie przez Kilara. Ciekawy pomysł zastosował Polański na zakończenie. Rzadko się zdarza, by widzowie oglądali film do samego końca, łącznie z napisami, a tu siedzą do końca.
Na koniec warto zastanowić się nad przesłaniem płynącym z książki i filmu. Oto okazuje się, że piekło wojny, getta i holokaustu przetrwał człowiek, który zgodnie z logiką, powinien zginąć na samym początku. Człowiek wrażliwy, artysta, pozornie nie potrafiący zadbać o siebie, słaby fizycznie, ryzykujący by pomóc innym. Oprócz oczywiście ludzi, którzy mu pomagali, pomogła także muzyka, zarówno przetrwać w samotności jak i uzyskać przychylność oprawców.
Rzetelne świadectwo historii, ale czy to wystarczy Polańskiemu na Oskara?

(14.09.2002)