Zemsta

Kolejna lektura szkolna przeniesiona na ekran. Jeśli tylko powstaje atrakcyjny film to oczywiście dobrze. Wajda ma szczęśliwą rękę jak chodzi o przenoszenie na ekran literatury, choćby genialna "Ziemia obiecana", Popiół i diament, Wesele, Panny z Wilka czy Pan Tadeusz.
Tym razem, Zemsta. I niestety rozczarowanie. Oczywiście Wajda to nie debiutant i poniżej pewnego poziomu nie schodzi ale z drugiej strony, mając w pamięci wymienione powyżej filmy oczekiwałem więcej, dużo więcej. Przede wszystkim wydawało mi się, że idę na film a okazało się, że trafiłem do teatru. I to Teatru Telewizji. Osobiście nie mam nic do Teatru Telewizji, powstało tam przed laty wiele wspaniałych spektakli a i niektóre z nowych spektakli są naprawdę znakomite. Ale jak idę do kina to do kina. Mam zamiar obejrzeć film a nie dobrze sfilmowany spektakl teatralny. Nie można powiedzieć, ładne wnętrza, przepiękne stroje (warto na nie zwrócić uwagę, świetnie dopasowane do postaci), kilka pomysłów na wyprowadzenie akcji z czterech ścian ale to trochę mało. Tym bardziej, że Wajda buńczucznie zapowiadał, że zrobi z Zemsty nie wiadomo co. No i zrobił, nie wiadomo czy teatr czy film, choć zakończenie podpowiada co to było.
Przewodnią postacią został w tej wersji Papkin, to wydaje mi się niezbyt szczęśliwe posunięcie i nie jest dla mnie jasne co Wajda przez to chciał osiągnąć. Wydaje mi się, że Fredro nie był dość konsekwentny w nadaniu tej postaci roli łącznika poszczególnych scen i wątków. Papkin grany przez Romana Polańskiego to postać nie tyle komiczna co żałosna, nieszczęśliwa i melancholijna. Polański zagrał bardzo dobrze, z dużą naturalnością i swobodą wypowiada swoje kwestie, wygląd fizyczny, sposób poruszania, strój, wszystko do siebie pasuje. Jedyne do czego można by się przyczepić to trochę zbyt małe zróżnicowanie tej postaci, dominuje w niej jeden, melancholiny ton.
Zdecydowanie najlepsza rola to Cześnik zagrany przez Gajosa. Każdy ruch, gest, każde wypowiedziane słowo potwierdza nadzwyczajny talent i intuicję tego aktora. Jest w tej postaci komizm, zapalczywość, nienawiść, chciwość, przebiegłość. Każda scena z jego udziałem natychmiast nabiera życia.
O Polańskim już wspomniałem. Trzecia rola, która mi się podobała to Dyndalski grany przez Olbrychskiego. Ten gejzer energii i zapalczywości gra tu zramolałego dziada, przygłuchego, powłóczącego nogą. Ożywia się tylko raz, w czasie walki na szable, bo niby z kim miałby ćwiczyć Cześnik jak nie z Kmicicem?
Niezbyt natomiast przypadł mi do gustu Rejent Milczek. Andrzej Seweryn nadał tej postaci zbyt wiele żywiołowości i gadatliwości. Efekt jest taki, że nie ma wielkiej róznicy między Raptusiewiczem a Milczkiem, brak koniecznego tu kontrastu.
Podstolina w wykonaniu Figury trochę za bardzo zalatuje sextelefonem zamiast Fredrą. Wacław grany przez Rafała Królikowskiego chyba nieco zbyt współczesny.
O Klarze zagranej przez Agatę Buzek mogę powiedzieć tyle, że po obiecującym prologu z Beatą Tyszkiewicz, kolejne "ekranowe kobiety" Wajdy nie grzeszyły niestety urodą, by wspomnieć tylko Braunek, Jandę czy Córuś-Bachledę. O ile jednak nie można Jandzie odmówić kunsztu aktorskiego to Agata Buzek jest jedynie poprawna, brak jej też silnej osobowości, jest niestety idealnie nijaka.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na Jerzego Nowaka w epizodzie z murarzami.
Muzyka skomponowana przez Kilara, wydała mi się, ku mojemu zaskoczeniu dość nijaka i napisana "na kolanie". Brakło rozmachu i tak świetnego dopełnienia z akcją i obrazem jak choćby w Panu Tadeuszu.
Jest w tym filmie kilka scen znakomitych, scena dyktowania listu, tarmoszenie Papkina za policzki, piosenka "Oj kot" wykonywana przez Polańskiego, każde pojawienie się Gajosa. Zachwyca też lekkość i naturalność z jaką aktorzy mówią językiem Fredry
Gdyby to miał być Teatr Telewizji to powiedziałbym, że znakomity, jako film jest raczej przeciętny. Niewiele wyszło chyba z zapowiedzi Wajdy, że obnaży nasze narodowe wady i wstrząśnie naszymi sumieniami.

(12.10.2002)