AI Sztuczna inteligencja

Najnowszy film Spielberga to klasyczne science fiction, nie jakieś bajeczki o dinozaurach. Opowiada o próbie zbudowania robota, który nie tylko perfekcyjnie wykonuje swoje zadania i polecenia człowieka ale także kieruje się w swoim postępowaniu uczuciami i marzeniami. Nie będę opwiadał co się dzieje dalej bo ci co lubią takie filmy pójdą do kina a ci co nie lubią i tak tego nie przeczytają.
Efekty specjalne są w tym filmie zrobione tak perfekcyjnie, że trudno rozpoznać gdzie kończą sie prawdziwe zdjęcia a gdzie zaczynają się komputerowe. A jest tych efektów wiele. Głównego bohatera Daniela, robota-dziecko, świetnie gra Haley Joel Osment. Spielberg ma zresztą szczęśliwą rękę do dzieci, które grają w jego filmach (np. Imperium słońca). W robota-kochanka (Gigolo Joe) doskonale wcielił się Jude Law. Reszta aktorów gra oczywiście na najwyższym profesjonalnym pozimie niemniej jednak niczym szczególnym się nie wyróżnili. No może z wyjątkiem matki Daniela, Frances O'Connor, która stara się w prawie każdej scenie wydusić z nas potoki łez wzruszenia, co po pewnym czasie staje się denerwujące i uciążliwe. Spielberg niemiłosiernie przedłuża zresztą wszystkie wzruszające sceny stanowczo ponad miarę. Nie wiem co facetowi odbiło, bo to widać na pierwszy rzut oka, więc taki chyba mial zamiar. Film ogólnie rzecz biorąc jest za długi. W gazecie podali czas 1 godzina 40 minut, tymczasem film trwal chyba 2 godziny 20 minut. Chyba ze trzy razy byłem pewien, że to już końcowa scena ale następował kolejny, coraz mniej prawdopodobny zwrot akcji. Scenariusz ma sporo mielizn. Spielberg nawet nie usiłuje nas przekonać, że Daniel jest robotem idealnie naśladującym człowieka, od początku wiemy, że to człowiek, dziecko, aktor. Później przez pół filmu stara się nas przekonać, że to dziecko czasami, z niewiadomych powodów, zachowuje się jak mały robocik. Dużo wiarygodniej wypada Gigolo Joe, co do którego nie mamy wątpliwości, że jest robotem, czy misiu Teddy, o którym też wiemy, że jest pluszakiem.
Swoją drogą szkoda, że Stanley Kubrick, który się do tego scenariusz przymierzał nie doczekał do jego realizacji, bo myślę, że wydobyłby ciekawsze problemy (przez długi czas uważął, że efekty specjalne w kinie nie są jeszcze dość doskonałe dla tego scenariusza a gdy zmienił zdanie było już za późno).
Muzyka Johna Wiliamsa taka jak zwykle, dobra ale troche pompatyczna.
Ale wróćmy do zalet. Zdecydowanie najlepsze z załego filmu są zdjęcia Janusza Kamińskiego. Dla mnie rewelacyjne właściwie w każdej scenie. Wizja jak będzie świat wyglądał w przyszłości trochę mnie rozczarowała bo mimo różńych fajerwerków było to trochę mało "wizjonerskie". Duże wrażenie robią sceny z Nowego Jorku. Roztopienie się lodowców spowodowało zalanie Nowego Jorku i widzimy bezkresny ocean, z którego wyłaniają się tylko najwyższe wieżowce. W tym także obie wieże World Trade Center.
Dodatkowy smaczek to mozliwość posłuchania kilku wspaniałych głosów: Ben Kingsley jako narrator, Robin Williams jako doktor Know, Meryl Streep jako wróżka.
(21.10.2001)