Mulholland Drive

Nowy film Davida Lyncha nastrojem i sposobem narracji przypomina Miasteczko Twin Peaks, Blue Velvet czy Zagubioną autostradę. Komu te filmy się podobały temu spodoba się zapewne i Mulholland Drive. Kto nie lubi tamtych filmów będzie i tym rozczarowany. Lynch opowiada nam dość zagmatwaną historię z życia Hollywood. Czyni to niespiesznie (film trwa blisko 2,5 godziny), większość scen rozgrywa się bardzo powoli, pojawia się wiele różnych, pozornie niezależnych wątków. Gdy wydaje się, że wszystko zaczyna się wyjaśniać następuje zwrot o 180 stopni i wtedy orientujemy się, że nie chodzi tu o zwykłą fabułę. Lynch jak zwykle prowadzi z widzem zagmatwaną grę, pokazuje nam że wszystko jest spektaklem, grą, snem lub filmem. To co nas spotyka, czy w prawdziwym życiu czy we śnie, zależy także od nas samych, od naszego nastawienia, inicjujemy jakieś zdarzenia ale często od któregoś momentu tracimy nad nimi kontrole i to one zaczynają nami kierować. Kończy się jeden sen a za chwilę zaczyna następny, zaczyna się od środka poprzedniego i toczy się inaczej.
W głównych rólach grają Naomi Watts i Laura Harring (była miss Ameryki). Muzykę, jak do większości filmów Lyncha, napisał Angelo Badalamenti. Wielką zaletą filmu jest znakomite budowanie nastroju niepewności czy strachu. Lynch czyni to zarówno powolnym rozgrywaniem scen, tajemniczością, muzyką, ciszą, grą aktorów. Podobno aktorzy dowiadywali się co mają grać w momencie, gdy rozpoczynały się zdjęcia do kolejnej sceny. Podobnie jak widz nie wiedzieli co będzie później.
Film znakomity ale trudny w odbiorze.

(10.12.2002)