Kraków, 2 lipca 2004 - Taco.

Tym razem ja, Wojtek. Wieczór już dawno się zaczął gdy dotarłem do TACO na nasze lipcowe spotkanie. Tym razem byłem razem z moją żoną, zaprzyjaźnioną z wieloma nie tylko kolegami z klasy. Myślałem, że poza Mariuszem i nami nie będzie nikogo bo Aśka była na wakacjach i miała przyjść dopiero we wrześniu. (Dopiero po spotkaniu dotarło do mnie, że Agnieszka chciała się spotkać z Moniką Skucińską).
Agnieszka z Moniką

Jakież było moje zaskoczenie gdy obok Mariusza zobaczyliśmy Monikę i Marzannę Baczyńską.
Marzanna z Mariuszem
[na zdjęciu w roli Mariusza występuje Wojtek]

Monika stwierdziła, że przyszła bo zawsze przychodzi gdy jest Marzanna a Agnieszka zawsze gdy jest Monika. Stąd ten niezwykły tłum przy stoliku okazał się wyjaśniony.
Tłum przy stoliku

Skonsumowaliśmy co do skonsumowania było a więc enchillada Mariusza i moje nacios, banan z lodami itp. piwa i napoje różne i dopiero wtedy zaczęło być ciekawie. Mariusz ze swoim nieodłącznym aparatem przystrojonym koronką z Koniakowa zaczął uwieczniać nasz pobyt a tu nagle okazało się, że w lokalu przebywał jakiś wielki decydent lub gangster lub artysta estradowy o psychice Edyty Górniak bo bardzo nie podobały mu się błyski lampy i w słowach, które potem pani Edyta skopiowała w swoim liście zaczął się stawiać i żądać spalenia kliszy na stosie.
Palant z sąsiedniego stolika
[dwa oblicza palanta z sąsiedniego stolika]

Mariusz zagaił coś o dymie papierosowym, ale Wybitna Jednostka nie bardzo chciała słuchać i o mało co wystąpilibyśmy w roli Gołoty tylko dzięki powstrzymaniu przez nasze Panie
Powstrzymywanie metodą hipnozy
Powstrzymywanie metodą hipnozy
[powstrzymywanie przez Panie metodą hipnozy]

nie musieliśmy zmywać krwawych plam z podłogi ani szukać zagubionych w ferworze gryzienia raz nacios a raz fragmentów ciała rywala. Krewki Tyson miał szczęście i opuścił lokal wycofując się ze sceny, dając nam możliwość wykonania zdjęć finałowych.
Zdjęcie finałowe
[aparat fotograficzny uznał, że do wiosennych kolorów stroju Marzanny pasuje słoneczna alejka na Plantach i sam nałożył kolejne klatki]

Kur jeszcze nie piał kiedy wyszliśmy na zewnątrz rozglądając się na boki czy aby Don Corleone wezwał bejsbolistów, ale chyba byli zajęci czym innym a może byli jeszcze w pracy jako ochroniarze i mieli do spacyfikowania innych gości. Rozpoczęliśmy mozolną wędrówkę w kierunku naszych noclegowni. Misiek jako pierwsza oddzieliła się od grupy a potem Monika z Mariuszem odjechali autem w noc. Nasze stare dobre małżeństwo, z oszczędności oraz wyrachowania udało się spacerkiem do ... ale to już inna bajka.

Koleżanki i Koledzy. Następne spotkanie już 6 sierpnia. Przybywajcie LICZNIE A GROMADNIE.

(22.07.2004)
Wojtek